• Mikado ketch 56    

  • Zbudowany w 1982 - Francja

  • Konstrukcja:  fiberglass sandwich

  • Budowniczy:  CNSO

  • Dlugosc:  17.2m  (56 ft)

  • Szerokosc:  4.80m  (16 ft)

  • Zanurzenie:  2.00m  (6'8 ft)

  • Wypornosc:  24 t  (48000 lbs)

 

 

 

  •  Perkins 128 hp

  •  Szybkosc 8 wezlow przy 1850 obr/min

  •  Generator Perkins 8.5 KW

  •  Zbiorniki paliwa - 2 tys litrow

  •  Zbiornik slodkiej wody - 500 litrow

  •  Odsalacz  wody  –  75 l/godz

  •  Dwie podwojne kabiny

  •  Kabina  dziobowa z trzema kojami

  •  Kabina  rufowa przeznaczona  obecnie na magazyn

  •  Dwie  lazienki

 

 

  •  SSB radio ICOM 710

  •  Komputer pokladowy z repetytorem w sterowce zawierajacy system nawigacyjny  firmy   Navichart

  • Program do codziennego sciagania pogody OCENS GRIB EXPLORER , dzieki ktoremu zadna pogoda nie powinna byc zaskoczeniem (sila, kierunek wiatrow, opady, etc.)

  • Program e-mailowy X-Gate

  • Chartplotter firmy Raytheon RC520

  • XGate Vessel Tracking and GPS Repeater , dzieki ktoremu za kazdym razem kiedy Tomek wysle lub odbierze e-mail znamy dokladna jego pozycje i predkosc

  •  Dwa radary ; Raytheon i Furuno

  •  Echosonda z funkcja skanowania do przodu

  •  Telefon satelitarny IRIDIUM 9505A polaczony z komputerem pokladowym   poza typowymi funkcjami telefonu , umozliwia wysylanie i odbieranie e-mail'i,  a takze sciaganie prognoz pogody w kazdym punkcie kuli ziemskiej.

  •  2 Autopiloty Raymarine

  •  Samoster firmy Hydrovane

  •  Dwa generatory wiatrowe

  •  Dwa panele sloneczne - 160W

  •  406 MHz EPIRB

  •  Ozaglowanie typu ketch, centralny kokpit - zabudowany

  •  3 genuy, 1 fok sztormowy, 2 groty , 2 bezany

 

REMONT LUKI

 

 

 

Po usunieciu " zelkotu"

Zdjecia  w trakcie remontu "Luki"

Plyniemy, widze jeszcze Beate machajaca z nabrzeza, pewno placze, ale odnajdzie  balans, to madra i silna dziewczyna, pozy tym gdzies na dnie wie ze wlasnie spelniaja sie moje marzenia, lub raczej, ze to ja sam wlasnie sie spelniam...
Nie dociera chyba do mnie jeszcze fakt, ze udalo mi sie w koncu rzucic cumy... Zawsze kiedy wyobrazalem sobie ten moment  czulem wypelniajce mnie sczescie i poczucie  satysfakcji,  tymczasem czuje  sie spiety i jakby po szklance whisky, zwracam tylko baczna uwage by nie rozjechac jakiejs boi nawigacyjnej lub krecacych sie dookola malych  meksykow w malych  lodkach. Mijamy glowki portu w Ensenadzie... za mniej wiecej 11 miesiecy bede mijal je ponownie...
Luke, wtedy Katmandu  znalazlem w  Santa Barbara (CA). Szukalem jej dlugo, wydawalo mi sie ze znajde ja na Florydzie, lub  Georgii... Czeste huragany w tamtych okolicach dawaly najwiecej szans wlasnie tam, na znalezienie solidnego jachtu do remontu. Nie interesowaly mnie jachty  „pod kluczyk” bo to zwykle bajer, niby  nowa elektronika, nowa, ale sprzed dziesieciu lat,  lub silnik w doskonalym stanie ale do remontu itd. Szukalem jachtu gdzie wiadomo bedzie ze wszystko jest do wymiany lub remontu i w zwiazku z adekwatna  do tego  cena, a pozniej wlasnorecznie upewnie sie ze mam nowa elektronike i silnik w doskonalym stanie itd... W LUCE, wtedy glupawo nazwanej Katmandu, zakochalem sie od razu... Miala  wszystko czego oczekiwalem: 17m dluga, 4,8m szeroka, 2m zanurzenia, 7t olowiu  w kilu, ketch, centralny kokpit i owiewka nad przednia czescia centralnego kokpitu, ktora bardzo latwo da sie przedluzyc i zamknac... Luka musiala  miec pilothause... wiele lat spedzilem lowiac ryby na Alasce, i gdzies tam, w srodku  jakiegos zimnego sztormu doszedlem do konkluzji, ze jedyna slaba strona  wiekszosci jachtow zaglowych jest odkryty kokpit, w ktorym to  bardzo latwo  zgubic pociag do zeglarstwa, zwlaszcza kiedy zimno, mokro i strach miesnie posladkow napina hehe... Luka ma wiec  solidnie zbudowany pilothouse, ktory jednak  zadasza kokpit i nawet gdybysmy zgubili ktores z duzych okien, to i tak bedziemy w lepszej sytuacji niz  gdyby nadbudowki nie bylo, i w niczym nie oslonieci bralibysmy deszcz i wiatr w oczy... Dopelnilem formalnosci zwiazanych z kupnem jachtu, i z  Johnem, ktory za niewielka oplata zgodzil  sie byc moja zaloga, wyruszylismy jeszcze tego samego dnia na polnoc, w strone Point of Conception, i dalej do Port San Luis, gdzie Luka miala byc wyciagnieta na brzeg...
Wydawalo sie ze po trzech, czterech miesiacach remontu  bedziemy  z powrotem na wodzie i gotowi do rejsu.. zycie zweryfikowalo to jednak do dwoch i pol roku... Szef tego malego potu rybackiego i mariny kiwal glowa, jak to kiwa sie witajac nieproszonego goscia, a gdy dowiedzial  sie jakie ma rozmiary i ile wazy LUKA, stwierdzil ze to maximum ktore samojezdny dzwig portowy, przypominajacy prostokatnego pajaka na czterech dlugich zardzewialych nogach  mogl wyjac z wody...  Nastepnego dnia z szerokim usmiechem wreczylem mu butelke  niezlej  whisky, na co Marti zmieszal sie lekko, widocznie nie przywykl do lapowek, w koncu  usmiechnal sie i nazajutrz stalismy  na „twardym”. Zastanawialem sie czy Luka bedzie miec bable, po tubylczemu zwane blisters, ktore to miewa wiekszosc jachtow budowanych po ’72roku, z uwagi na owczesny kryzys energetyczny, i  zwiazane z nim zmiany  w skladzie chemicznym zywicy poliestrowej. 
Po wyjeciu jej z wody i oczyszczeniu dna woda pod cisnieniem   nie zauwazylem ani jednego babla. Mialem wspanialy humor, do  momentu jednak, kiedy zaczalem szlifowac 20 warst starej farby antyporostowej. Spod plaskiej powierzchni szlifierki zaczely wylaniac sie male bable, jeden obok drugiego. Okazalo sie ze Luka nie ma ani jednego duzego babla, ktore na wzor wrzodow wypelnione sa  smierdzaca, lepka ciecza, natomiat malych, wielkosci  2-4 cm miala wprost  niezliczona ilosc... Nie bylo sensu szlifowac dalej. Zrobilem wywiad z ktorego wynikalo ze fachowiec  z odpowiednia maszyna moze przyjechac do Port San Luis za dwa miesiace, a usuniecie babli wraz z warstwa zelkotu bedze kosztowalo, lacznie z hotelem i wyzywieniem  dla fachowca, okolo  $ 5000.00  Nie spododobalo mi sie to wcale .
Podzwonilem jeszcze i okazalo sie ze moge sam  kupic maszyne produkowana w Anglii do tej roboty, ktore sprzedawala pewna  firma na Florydzie, a ktora to maszyna przypominala heblarke, majaca jednak walek z dwoma nozami z przodu. Za jedyne $ 2,5k  z malym okladem nastepnego dnia maszyna jechala juz do mnie z Florydy (odsprzedalem ja potem znajomemu "z bablami"). Zjechalismy skore Luce od linii wodnej w dol, wraz z ”wrzodami”, pozniej nawiercilem plytko raz przy razie pecherze ktore byly w nastepnej warstwie palstikowego kadluba. Wyplukalem je dokladnie woda pod cisnieniem, potem  pozwolilem  kadlubowi schnac przez prawie caly nastepny  rok, zajety innymi rzeczami. Po roku zaszpachlowalem mini dziurki szpachlem epoksydowym a potem pokrylem czterema grubymi warstwami zywicy epoksydowej West System. Teraz, z perspektywy, sadze  ze remont LUKI byl jednym z najprzyjemniejszych okresow w moim zyciu, miejmy nadzieje ze zeglowanie nia okaze sie rownie przyjemne...
Po dwoch i pol roku intensywnej pracy LUKA byla gotowa plynac w kazde miejsce kuli ziemskiej, pod warunkeim ze jest tam  wiecej niz  2 metry wody... Pozniej, z powodow znanych jedynie temu „ktory patrzy na nas z gory i karty rozdaje”, rejs opoznil sie o caly rok... ale i w
tym nie moglo byc nic bardzo zlego,  bo co ma plynac poplynie, a co
wisiec w koncu i tak zawisnie....  MY  PLYNIEMY

Tomek